Pierwsze spotkanie z ILC – mój pierwszy miesiąc na Łukasiewicza 3
Kiedy minął semestr zimowy i udało mi się ułożyć plan zajęć tak, by w moim kalendarzu znalazło się, chociaż 30 godzin wolnego czasu poczułam, że to właściwy moment, żeby poszukać pracy. Doświadczenie jakieś mam. „Jakieś”, bo w wielu branżach już pracowałam, ale te moje „jakieś” umiejętności wzięte do kupy pozwoliły obrać jeden cel – branża PR. Tu coś organizowałam, gdzieś tam dodawałam hashtagi, dla kogoś innego coś pisałam. Żeby robić to wszystko w jednym miejscu musiałam zapukać do ILC.
Rozmowa kwalifikacyjna w bezstresowej atmosferze. Nie było pytań typu „gdzie Pani się widzi za 5 lat”, bo co miałabym odpowiedzieć? Że za 5 lat chciałabym zarabiać tyle, żeby torebka Louis Vuitton nie pochłonęła mojej całej miesięcznej pensji? Czy to, że pięć lat temu dopiero pisałam maturę i wtedy głowę dałabym sobie uciąć, że nie będę w miejscu, w którym jestem teraz? Liczy się to, co dzieje się w tym momencie, a pisząc to, siedzę na pomarańczowym krześle i w towarzystwie Marty cieszę się, że dostałam taką szansę.
Dostałam adres mailowy, laptopa i miejsce przy biurku. A za tym zadania, do sprawdzenia nie tylko moich umiejętności wpisanych w CV, ale przede wszystkim zdolności komunikacji. Tak komunikacji, bo bez tego PR leży i nie podnosi się z ziemi przez długi czas. Dużo mówi się o tym, jak to łatwo, szybko i przyjemnie pracuje się w tej branży. Nie zaprzeczę, jednak żeby tak było trzeba pobyć w niej jakiś czas. A od czego się zaczyna?
Na początku jak wszędzie istna biurokracja. To wkłada się tu, tamto za to gdzieś indziej. Kiedy przebrnie się już przez wszystkie sprawy organizacyjne, nadchodzi długo wyczekiwany czas na rozpoczęcie pracy przy projektach. Tak dobrze to ujęłam, liczba mnoga. Nikt nie czeka pół dnia na odpowiedź jednego maila, by skrupulatnie zająć się tylko tym tematem. Trzeba mieć z tyłu głowy, że dany projekt nigdy nie zamknie się o godzinie 16:00. Kubek dobrej kawy, naładowany telefon, notatnik, otwarta poczta i przede wszystkim głowa umiejąca nie tylko słuchać co słyszeć.
Jaka jest różnica między słuchaniem a słyszeniem? W biurze słucham kolejnej piosenki z jednej z czołowych stacji radiowych, ale słyszę w głowie tylko słowa Pani Agaty, jak powinien wyglądać arkusz dokumentu Excel. Słyszę wszystko, co dzieje się wokół mnie, ale słucham tylko tego, co jest istotne. Dlaczego jest to takie ważne w PR? Bo słuchanie to umiejętność wrodzona każdego człowieka. Słyszenie co ktoś do ciebie mówi, przeanalizowanie tego i wyciągnięcie odpowiednich wniosków, to już level wyżej. To zdolność nabywana z czasem, jeden z najważniejszych elementów procesu komunikacji, bez której jak już wspomniałam, branża kreatywna nie miałaby szans.
Kreatywność to kolejny element sztandarowy tej pracy. Nikt nie zdaje sobie sprawy, jak ciężko jest wyszukać odpowiednie gadżety w stylu lat 60 dla mężczyzn, dopóki sam się tym nie zajmie. Pamiętając o tym, by zmieścić się w określonym budżecie, a przy tym nie zrobić z nich gromadki przebierańców niczym studenci na Juwenaliowym pochodzie. Kreatywność jednak przydaje się też w mniej oczywistych sprawach. Jak z informacji zawartych w 20 mailach stworzyć zestawienie na 4 kolumny i 8 wierszy? I żeby było jeszcze trudniej, zrobić to tak, żeby osoba czytająca dokument doskonale wiedziała, co znajduje się w tych 20 wiadomościach. To jest sztuka, którą doskonalić będę przez kolejne miesiące w Image Line Communications.