Z pamiętnika początkującego PR-owca: dobre pióro to podstawa – ale co to w zasadzie znaczy?
Pierwsze kroki w agencji public relations postawiłam stosunkowo niedawno. Były dosyć niepewne i chwiejne, bo nie wiedziałam z czym będę musiała się zmierzyć na początku. Podejrzewam, że nikt, kto posiada jakiekolwiek doświadczenie w tym zakresie, nie będzie zdziwiony, że jednym z pierwszych zadań jakie otrzymałam było napisanie informacji prasowej.
Bardzo mnie to ucieszyło, bo oto ja, studentka wydziału polonistyki, jestem przecież osobą, dla której „dobre pióro” to istna karta przetargowa na rynku pracy! Szybko okazało się, że nutka autoironii nie zaszkodzi, a wręcz jest wskazana. Kolejne polecenie zawierało prośbę o zredagowanie listu do kilku celebrytów, który miał stanowić dodatek do prezentu. Wyobrażenie dotyczące własnych umiejętności pisarskich oraz kreatywności nieco pobladło w starciu z rzeczywistością, a ja miałam ochotę rwać włosy z głowy. Przez dobre kilka godzin nie udało mi się stworzyć nic, co w chociaż niewielkim stopniu brzmiałoby autentycznie i ciepło, a jednocześnie nie wykraczało poza ramy korporacyjnej kurtuazji. Szczerze bałam się wtedy, że pierwszy tydzień w nowym miejscu pracy może być moim ostatnim. Zdałam sobie równocześnie sprawę z niezwykle ważnej kwestii: „dobre” nie znaczy wyłącznie „lekkie”.
Zawód PR-owca to profesja nieszablonowa, dynamiczna i złożona. Konieczność bycia zorganizowanym i skrupulatnym przeplata się z gotowością do podejmowania wyzwań, znajdowania nowych rozwiązań, intuicyjnego działania czy twórczego myślenia. I wbrew temu, że podobno „agencja jest od wykonywania czarnej roboty”, myślę, że to przede wszystkim szalenie „kolorowy” rodzaj pracy. Różnorodność, o której mowa, przekłada się na wszystkie aspekty działalności w zakresie public relations, dlatego tak ważne jest posiadanie nie tylko zróżnicowanych predyspozycji, lecz także szerokich horyzontów. PR-owiec powinien być, w moim odczuciu, osobą ciekawą świata. Bywanie, zaglądanie, wertowanie, słuchanie, inicjowanie…wszystkie te aktywności mają niebywałe znaczenie dla tego, w jaki sposób ukierunkowujemy swoje zawodowe działania. W dużym stopniu determinują one również sposób formułowania myśli – zarówno werbalny, jak i niewerbalny. Dlatego nie dajmy się zwieść. Jeżeli chcemy przyznać, że potrafimy „dobrze” konstruować wypowiedzi pisemne, najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie: w jakim zakresie? Czy potrafię tworzyć komunikaty prasowe i na tym koniec? Czy z wpisami na blog idzie mi całkiem nieźle, ale z relacją z ostatniego eventu i zaproszeniem już nie poszło tak łatwo? Czy potrafię napisać list w stylu innym niż oficjalny? Czy zredagowanie artykułu o tematyce niekoniecznie branżowej to żadne wyzwanie, ale za to posty pisane na Facebooka mało do kogo przemawiają? Być może na początku ciężko jest o taką autorefleksję, dlatego nie obrażajmy się, kiedy na przykład ktoś z bogatszym doświadczeniem i dłuższym stażem pracy zwróci nam uwagę na to, że powinniśmy doszlifować umiejętności i szukać możliwie najwięcej form rozwoju w zakresie tej kompetencji.
W związku z pisaniem, z pewnością każdy posiada swoje „ulubione” formy wypowiedzi oraz takie, od posługiwania się którymi najchętniej trzymałby się możliwie jak najdalej. To zupełnie zrozumiałe, że osoba produkująca czytelne i zwięzłe informacje prasowe niekoniecznie musi w równym stopniu spełniać się w bardziej kreatywnym tworzeniu. Jest jednak zasada, która bezsprzecznie obowiązuje każdego: jeżeli chcesz, aby uważano, że piszesz dobrze, musisz robić to w sposób poprawny! Public relations to przede wszystkim komunikacja. Żeby przebiegała ona bez zakłóceń, konieczna jest umiejętność budowania komunikatów czytelnych pod każdym względem – również językowym. Kolejna kwestia to wizerunek. Pisząc tekst, robisz to najczęściej w imieniu klienta oraz agencji. Nie trzeba chyba dodawać, co dzieje się w momencie, kiedy w obieg dostaje się taki, który jest niespójny, niepoprawny pod względem stylistycznym, a – co grosza – zawiera błędy ortograficzne. Niestety, w przestrzeni medialnej czy zawodowej bardzo często można natknąć się na rażące przykłady ignorancji w kontekście poprawności. W swojej krótkiej karierze miałam okazję zmierzyć się „twarzą w twarz” z informacją prasową, która – choć opatrzona odpowiednią ilością logotypów i pięknymi zdjęciami – zawierała liczne błędy.
Smutny wniosek jest taki, że albo osoba odpowiedzialna za przygotowanie była niekompetentna, albo na tyle nierozważna, że nie spojrzała na wynik swojej pracy zanim przekazała go dalej. W ogólnym rozrachunku z pewnością tego rodzaju niedociągnięcie nie działa na czyjąkolwiek korzyść.